11 lipca 2013

Igrzyska śmierci - Suzanne Collins

Wydawnictwo: Media Rodzina
Data I wydania: 2009
Liczba stron: 352
Cena: 29.90 zł

Na przeczytanie tej książki miałam ogrooomną ochotę już od dawna. Zachęcił mnie do tego film, który bardzo mi się podobał. W końcu się doczekałam, książka wpadła w moje łapska i już jej z nich nie wypuszczę. "Igrzyska śmierci" mnie nie zawiodły i bardzo, bardzo się spodobały :)

W świecie Panem jest dwanaście dystryktów, w których żyje zniewolone społeczeństwo. Niegdyś było ich trzynaście, jednak po buncie, który dawno temu wybuchł ostatni został zniszczony. Teraz, aby przypomnieć mieszkańcom o tym i aby zniechęcić ich do wywołania kolejnego buntu organizowane są Głodowe Igrzyska. Z  każdego dystryktu wybiera się dwoje dzieci, dziewczynę i chłopca w wieku od 12 do 18 lat, które będą ze sobą walczyć o swoje życie na arenie. Igrzyska organizowane są pod publikę i ku uciesze władz Kapitolu, to największe wydarzenie w roku. Wygrać może tylko jeden.

„Oto ja, Katniss dziewczyna, która igra z ogniem”

Podczas tegorocznych igrzysk zostaje wytypowany Peeta i Katniss. Chłopak miał pecha - został wylosowany z puli nazwisk, natomiast Katniss sama się zgłosiła. Tak bardzo kochała swoją siostrę Prim, że po wylosowaniu nazwiska Primrose Everdeen siostra zgłosiła się, aby zastąpić ja na arenie. To naprawdę heroiczny czyn, mało kto potrafiłby się poświęcić dla rodzeństwa. Katniss jest niezwykle silna. I nie mówię tu tylko o sile fizycznej, bo dziewczyna jest bardzo wysportowana, szybko biega i jest znakomitą łuczniczką, ale także o jej psychice. Katniss nie załamała się po śmierci swego ojca, to ona musiała przejąć obowiązki wykarmienia rodziny i opieki nad młodszą siostrą kiedy jej matka nie była w stanie. Choć ma wiele powodów do narzekania, nie robi tego tylko walczy. Podobało mi się to, że ma silną osobowość. Już podczas przygotowywania się do igrzysk nie próbuje omamić widzów, tylko jest sobą i to tym zdobywa ich miłość i uwielbienie. Na każdym kroku widać jej wolę walki (musi przecież wrócić do Prim) oraz siłę. Dobrze też, że nie jest zbyt idealna, bo mnie potrafiła swoją upartością i zawziętością od czasu do czasu zirytować.

„-Chcę dowieść, że jestem kimś więcej niż zaledwie pionkiem w ich igrzyskach
 -Ale nie jesteś kimś więcej. Nikt z nas nie jest. Na tym polegają igrzyska”

Peeta Mellarka również uwielbiam. Jest niezwykle czarujący. To syn piekarza, który choć w przeciwieństwie do Katniss zawsze miał co włożyć do garnka to nie opływał też w luksusach (Dwunasty Dystrykt wita). Dzięki swojej pracy w piekarni stał się bardzo silny, z łatwością przenosi ciężkie przedmioty. Lata praktyki w dekorowaniu tortów sprawiły, że stał się mistrzem kamuflażu. I jak się później okaże, to uratuje mu życie. Pokochałam go m.in za słowa, które wypowiedział powyżej. ten cytat to urywek rozmowy Peeta z Katniss. Chłopak chce w pewien sposób udowodnić, że nie jest tylko pionkiem w grze Kapitolu, ale istotą ludzką i chce udowodnić, że nie mogą z niego zrobić potwora, nie chce się w niego zmienić, chce pozostać sobą. Pomiędzy Katniss a Peeta rodzi się uczucie. Kiedy dziewczyna opiekuje się przyjacielem powoli zaczyna czuć coś do niego, pomiędzy grą pozorów ich czyny nie są już tylko teatrzykiem dla widowni.. Uczucia Katniss są świeże, natomiast okazuje się, że Peeta od dawna kocha się w Katniss. 

Książkę czyta się w błyskawicznym tempie. Styl autorki przypadł mi do gustu. Był lekki, przyjemny i niewymuszony. Bardzo się cieszę, że powieść została napisane w pierwszej osobie, bo dzięki temu mogliśmy poznać odczucia jednej z uczestniczek Głodowych Igrzysk. Postacie również były dobrze skonstruowane - jak pisałam - pokochałam Peeta, podziwiam Katniss... Jednak nie możemy zapominać także o innych postaciach. Mała Rue była na prawdę urocza. Kiedy BUM zabrzmiał wystrzał ciśnienie mi podskoczyło, serce zabiło mocniej i krzyczało 'Niee'. Polało się trochę łez, trochę się pozłościłam. Jednak nic nie można poradzić, Igrzyska są brutalne i nikt nie zwraca uwagi na to, że to niewinna dziewczynka, każdy chce wygrać, za wszelką cenę. Jeśli chodzi o pozostałe postacie także były one ciekawe, choć uczestników rzezi nie mieliśmy do końca okazji poznać - ginęli w zastraszającym tempie, to byli też Haymich - mentor uczestników Dwunastego Dystryktu oraz Effie Trinket. Haymitch to pijak, który pomimo tego, że na początku nie dawał zbyt wiele dobrych rad swym podopiecznym ("Nie dajcie się zabić", no co ty nie powiesz?) kiedy uczestnicy byli już na arenie spisał się na prawdę dobrze. Effie to typowa mieszkanka Kapitolu.

Jeśli chodzi o świat przedstawiony w powieści. Jak pisałam jest to państwo Panem, które leży na gruzach dawnej Ameryki Północnej. Wysuwamy się sporo w przyszłość. To już nie jest nam znany świat. Ludzie chodzą niezwykle barwnie wymalowani, zachowują się całkowicie inaczej, mówią inaczej. Jest to jak teatr, sposób mówienie jest zabawny, ludzie nie znają  trosk i ciężkiej pracy, żyją jakby pod kopułą, pod kopułą Kapitolu. Tak naprawdę świat przedstawiony był tylko trochę zarysowany, bo przecież główna akcja rozgrywa się na arenie - w tym roku jest to las. W I części nie dowiemy się za bardzo jak jest w pozostałych dystryktach i czym się zajmują, jest na to poświęcone niewiele miejsca wiemy m.in że w pierwszym dystrykcie są produkowane artykuły luksusowe dla Kapitolu (zarazem jest to najbogatszy dystrykt), Jedenasty zajmuje się rolnictwem, natomiast Dwunasty górnictwem. Mieszkańcy dystryktów nie mają ze sobą kontaktu. Kapitol na to nie zezwala. Wszystkie dystrykty mają trochę inną kulturę, obyczaje, nie różnią się tylko jednym - wszystkie są zniewolone, nie ważne jak bogate są i tak są pod władzą Kapitolu i to jego władze o wszystkim decydują. Kapitol natomiast ma na względzie tylko dobro swoich obywateli, nie przejmuje się mieszkańcami dystryktów, co z tego, że ludzie głodują, że umierają na ulicy? Dystrykty są wykorzystywane, istnieją tylko po to by zadowolić Kapitol. 

Z napisaniem tej recenzji miałam ogromny problem. Ślęczałam nad nią, oj długo. W końcu jakoś dobrnęłam do końca. Wszystko dzieje się tak, że na prawdę ona mi się podobała. Ciężko mi było opowiedzieć Wam o niej, bez podawania konkretnych przykładów dlaczego kocham Peeta, dlaczego podziwiam Katniss bez spoilerowania. Dlatego proszę, przymknijcie lekko oko nad tymi chaotycznymi bazgrołami wyżej i uwierzcie mi na słowo - warto przeczytać tę książkę. Gorąco polecam! 

"I niech los Wam sprzyja!"

10/10
♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

3 komentarze:

  1. Widzę, że mamy kolejną osobę, która polubiła powieść pani Collins. Ja również uważam ją za dobrą, choć na upartego można doszukać się w niej wielu niezgodności. I ten, zobaczysz, że kolejne części są jeszcze lepsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mi się coś podoba to nie zauważam niedoskonałości. A ja właśnie słyszałam, że są gorsze. No cóż, niedługo przekonam się sama, pozostaje mi tylko kupić 2 część ;)

      Usuń
  2. Ach... uwielbiam całą trylogię, jestem tak samo zachwycona jak Ty :)
    PS. Ogromnie Cię przepraszam, że dodałam ten komentarz dopiero teraz, ale ponieważ nie masz na blogu opcji obserwatorów, nie mogę regularnie śledzić co się u Ciebie dzieje.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń